Polsko-włoska gościnność to chyba najlepsze słowa jakich można użyć do opisu tej restauracji. Powstała ona z miłości…, również do jedzenia!
Gdy Emilia postanowiła wyjechać do Włoch miała zaledwie dwadzieścia lat, skończone technikum hotelarskie i zdaną maturę. Rzym poznała nieco wcześniej i się zakochała…, najpierw w mieście, a następnie w swoim przyszłym mężu. Z czasem restauracja, którą prowadził stała się jej domem. Od ponad dwóch lat prowadzi ją samodzielnie, więc nadała jej sporo polskiego charakteru, choć nie zjecie w Le Lanterne schabowego 😉 Chodzi bardziej o gościnność, typowo polską, która w wymieszaniu z włoskim charakterem okazała się przepisem na sukces.
Le Lanterne serwuje, m.in makarony, pizzę i owoce morza. Udało mi się skosztować przepysznej, delikatnej ryby z sycylijskimi owocami (Orata agli Agrumi di Sicilia), a także makaronu z homarem (Linguine all’ Astice). Wiem, że kucharze przygotowują na miejscu domowy makaron, który podawany jest tylko w kilku daniach i z niewielką ilością dodatków ze względu na jego sytość. Obiecałam sobie, że następnym razem go skosztuję, a wy możecie o niego zapytać na miejscu, bo na pewno jest pyszny!
Moja wizyta nie obyłaby się bez deseru, więc spróbowałam tiramisu, a także czekoladowego ciasta z płynnym wnętrzem, zwanego fondantem. Były dobre, ale wspomnienie ryby jest silniejsze 😉
Do Le Lanterne przychodzą zwykle turyści. Emilia przyznaje, że około 80% jej klientów pochodzi spoza Włoch. Stołują się tu również pracownicy instytucji europejskich, którzy do restauracji mają rzut kamieniem.
Nazwa Le Lanterne pochodzi od latarenek, które oświetlają restaurację. To naprawdę piękne miejsce, położone lekko na uboczu, a jednocześnie nadal blisko tętniącego życiem centrum Rzymu. Niedaleko znajduje się słynna Fontanna Trevi i Panteon. Warto tu zajrzeć, żeby zjeść albo chociaż przywitać się po polsku z właścicielką!
Więcej szczegółów: Le Lanterne
Czytaj także: