Dosyć twarde lądowanie na Seszelach nie zapowiadało nic dobrego. Potem był spacer po płycie lotniska, które rozbawił nas, ale i poprawił humor. Ostatecznie rozchmurzyły nas baloniki, które zawieszone były pod sufitem sali przylotów na przywitanie turystów. Poczułam się trochę tak jakbym cofnęła się w czasie. Jeszcze pieczątka w paszporcie w kształcie kobiecych pośladków i bramy do raju stanęły przed nami otworem 🙂

Pierwsze wrażenie – przepiękna natura! Jadąc samochodem na drugą stronę wyspy, przyglądałam się krajobrazom Seszeli i nie mogłam wyjść z podziwu, że jestem w miejscu, które nadaje się do kręcenia najlepszych scen filmowych.

Drugie wrażenie – przemili ludzie. Właściwie to im się nie dziwię. Też bym była uśmiechnięta i zrelaksowana, gdybym mieszkała na tak pięknej wyspie ;), choć trzeba przyznać, że tubylcy nie mają tam tak wspaniale jak turyści, ale o tym napiszę w innym artykule

.

Trzecie wrażenie – spokój i czas, który płynie wolniej. Choć wydawałoby się, że nie jest to możliwe, doba na Seszelach trwa co najmniej 30 godzin. Pierwszy raz w życiu poczułam, że nie jestem w stanie zapełnić jej zadaniami i niesamowicie odpoczęłam! To idealnie miejsce, by zapomnieć o całym świecie.

Po wrażeniach przyjdzie czas na konkrety z wyspiarskiego życia, tak żeby ci, którzy już szukają biletów na Seszele mogli się tam bezpiecznie i pewnie poruszać, także śledźcie bloga 🙂

Czytaj także:  Kuchnia kreolska, o tak!