Francuzi słyną ze swojej kuchni na całym świecie i nie da się ukryć, że przykładają do niej wielką wagę. Zwykła kwestia wyboru chleba potrafi w paryskiej piekarni urosnąć do rangi kryzysu. Nie inaczej jest w kwestii deseru. Asortyment oferowany w zwykłej boulangerie potrafi przyprawić o zawrót głowy, jeśli jednak chce się skosztować prawdziwego przysmaku, zalecam spróbowanie macarons – po polsku makaroników.

Wielbiciele “Plotkary” powinni rozpoznać przysmak, którym zajadała się Blair Waldorf. To słodkie, owalne, lekko spłaszczone ciasteczka oferowane w niezliczonej ilości smaków I kolorów – od zwykłych, jak czekoladowe czy waniliowe, do szalonych mieszanek jak mojito czy czarna porzeczka z kasztanem. Ze względu na swój niewątpliwy urok są idealnym prezentem z Paryża, o ile mamy odpowiednie warunki do ich transportu – makaroniki powinny być przechowywane w lodówce i to najwyżej kilka dni. Potem stają się nieprzyjemnie twarde. Zalecam ich zakup ostatniego dnia przed wyjazdem i ostrożny transport, gdyż są dość kruche.

Dbający o zdrowie nie powinni się martwić. Chociaż kaloryczne, makaroniki są bardzo zdrowym przysmakiem, wysokoproteinowym i bogatym w nienasycone tłuszcze roślinne, witaminy i minerały. Robi się je z jajek, cukru pudru i zmielonych migdałów, a wypełnia kremem lub dżemem. Pozostałe składniki zależą od konkretnego smaku. Można je kupić taniej w supermarketach i piekarniach (czy nawet we francuskich McDonald’s), wtedy jednak musimy się liczyć z możliwością dodania sztucznych barwników. Aby jednak zasmakować prawdziwego francuskiego macaron, warto skusić się na wyrób jednego z dwóch najważniejszych konkurentów  – Ladurée i Pierre Hermé. Ceny mogą wydać się nieco wygórowane, gdyż jedno ciasteczko może kosztować blisko 2,00 euro, jednak naprawdę warto.

Istniejący, już ponad 150 lat, Ladurée należy odwiedzić także jako ucztę dla oczu. Najsłynniejszy butik firmy, zlokalizowany pod numerem 75 przy Champs Elysées (otwarty ponownie zaledwie pół roku temu, po tym jak pożar strawił poprzedni sklep), to także wspaniałe dekoracje w stylu retro, pozwalające poczuć się jak na wersalskim dworze (na ten okres wielu datuje początek istnienia macarons). Niestety, kolejki do tego miejsca, często nie kończą się na granicy sklepu.

Jeśli natomiast komuś się spieszy, warto poszukać jednego z butików Pierre Hermé. Stoiska tej firmy, założonej zresztą przez byłego ucznia Ladurée, są zazwyczaj mniej oblegane, być może z powodu większej liczby lokalizacji. Ten producent oferuje też odważniejsze mieszanki smaków, na tle których, Ladurée jawi się jako konserwatysta. Plotka głosi, że to właśnie brak możliwości realizowania swoich szalonych wizji skłonił Hermé do odejścia. Dzisiaj firma oferuje, poza najbardziej klasycznymi smakami jak caramel beurre salé (karmel z solonym masłem) czy czekoladą, także takie ciekawostki jak oliwa z oliwek z mandarynką (coś dla ryzykantów kulinarnych!).

Jakikolwiek jednak będzie wasz wybór, być we Francji i nie spróbować macarons, to faux pas jakich mało!